Wzruszająca historia Maleny i Klepetana, która jednak już się zakónczyła. :( Nie znamy dalszych losów Pana Stjepana Vokića, który bardzo przeżył odejśćie i Malenki i Klepetana. Może ktoś coś wie ?
Postów: 27934 Miejscowość: Sucha Beskidzka Data rejestracji: 27.11.10
Dodane dnia 17-03-2016 19:58
Wiadomość dnia : do Zalaistvánd wrócił pierwszy bocian. Wygląda jak Zala, ale pewnie dowiemy się, kiedy wróci drugi bocianek.
Kiedy wróciłam z pracy, zobaczyłam, że bocian chodzi po polu:
Wieczorem, polecieli na 7-minutowy spacer, po swoich włościach, wrócili, na chwilę i potem sfrunęli na pole pod gniazdem, na kolację.
Wiatr był dosyć silny.
Oni też się zachowują nietypowo. Lenka zazwyczaj leży w nocy, tym razem w ogóle się nie położyła i stoją z daleka od siebie.
Wyglądają, jak przed rozwodem.
Postów: 27934 Miejscowość: Sucha Beskidzka Data rejestracji: 27.11.10
Dodane dnia 09-04-2016 01:19
Najprawdopodobniej, Zala uznał, że to nie jest jego jajko i odsunął je na brzeg gniazda. Decyzję pozostawił Lence. A Lena, chyba chce mieć to jajko, więc sądzę, że Zala, po prostu przyjął to do wiadomości. To bardzo łagodny bocian.
* Trochę podobna sytuacja była w 2009 roku. Zala przyleciał 28 marca , 29 marca przyleciał drugi bocian , ale zachowywał się dziwnie. Zaczęli porządki w gnieździe, jednak 31 marca Zala został sam . I był sam do 16 kwietnia.15 kwietnia wrócił do gniazda, po 14- godzinnej nieobecności, a następnego dnia rano przyleciała Lena i złożyła pierwsze jajko. 18 kwietnia były już dwa jajka. Następne jajka były 20, 23 kwietnia i piąte jajko zauważono dopiero 29 kwietnia. Zala nie wyrzucił żadnego z tych jajek. Gdyby nie okropna burza, która zniszczyla kamerkę, przeżyła by pewnie cała piątka, ale jeden maluch nie przetrzymał burzy. Z gniazda odleciała czwórka, z której jeden młody bocianek, najstarszy, zginął kilkadziesiąt kilometrów od gniazda, porażony prądem.
[img]https://images86.fotosik.pl/487/9b7cee49f5adc40dmed.jpg[/img]
Edytowane przez gersenda dnia 09-04-2016 01:26
O 10:30, W gnieździe były obydwa bociany. Zala poleciał do "podręcznego magazynu" , po świeże sianko. Opatulił Lénkę. Potem ona zdecydowała się na przerwę i odleciała. Może się mylę, ale wtedy wydawało mi się, że obydwa jajka są w dołku:
O 12:21, było widoczne jedno jajko w dołku, ale z tego nie można o niczym wnioskować, bo tu zawsze dołek jest głęboki. Być może zostało jedno. Nigdzie jednak nie znalazłam zdjęć, na których jajko byłoby usuwane.
Wczoraj, o 14:30, cztery obce bociany zaatakowały gniazdo. Zala walczył. W czasie walki uderzył głową w dach i spadł na ziemię. Mieszkańcy zaopiekowali się nim, ale Zala był nieprzytomny. Nie odzyskał przytomności i odszedł spokojnie. Nie miał zewnętrznych urazów.
Dzisiaj zostanie podjęta decyzja, w sprawie dalszych losów jajek. Prawdopodobnie zostaną zabrane i umieszczone w wylęgarni.
Za klika dni, zobaczyłaby swoje dzieci.
O 9:08, Léna odleciała. Po chwili, pojawił się podnośnik. Pan Ferenc Papp, zabrał wszystkie pięć jajek i umieścił w ogrzanym pojemniku. Nie widziałam tego, więc prezentuję film Zsuzsy Wagner:
Wieczorem, napisał na SG forum, że jajka, w ciągu godziny, zostały umieszczone w inkubatorze (w Fenékpuszta), gdzie już znajdują się cztery inne jajka. po prześwietleniu, okazało się, ze we wszystkich pięciu są żywe pisklęta.
W ciągu jednej, krótkiej chwili, straciła wszystko: Zalę i jajka, i nigdy nie zobaczy swoich dzieci. Nie wie, że zostały uratowane.
Nagle, Zalaistvánd stało się najsmutniejszym miejscem na Ziemi.
Postów: 27934 Miejscowość: Sucha Beskidzka Data rejestracji: 27.11.10
Dodane dnia 07-05-2016 19:52
Myślałam, że już nic gorszego stać się nie może. Ale uświadomiłam sobie, że skoro Zala był atakowany przez 4 bociany, to one mogą wrócić. Samotna bocianica nie ma dużych szans, na obronę gniazda. Może jeszcze i dom stracić.
W tym roku, dość dużo bocianów zrezygnowało z migracji i pozostało na Węgrzech. Część, to młode bociany, niezdolne jeszcze do rozrodu. Przenoszą się z miejsca na miejsce i napadają na inne gniazda. Być może to właśnie przytrafiło się Zali ?
Przed 11:00, w gnieździe spotkałam obcego bociana.
Naprawdę nie wiem, co się potem działo. Według mnie, jeden obcy, został przepędzony przez drugiego, właściwie uciekł. Uważam, że ten, który przyleciał jako drugi, również był obcy. Potem odleciał, zrobił okrążenie i usiadł na kominie. Spędził tam dłuższą chwilę, kiedy nadleciał następny bocian, moim zdaniem Léna i przegonił tego z komina. Na końcu, na pewno, w gnieździe była Léna.
Nic już nie będzie tak samo. Zala nie wróci. Dla Lény, najlepiej by było, gdyby szybko znalazła sobie nowego partnera. Jest mądrą i doświadczoną bocianicą. Szybko zrozumie, że zamknęła jeden rozdział w życiu i teraz musi zrobić wszystko, aby utrzymać przynajmniej gniazdo. A ja bardzo bym chciała, żeby jeszcze mogła być szczęśliwa.
Im dłużej obserwuję bociany, tym mniej o nich wiem. Jedno wiem na pewno: bocian nie jest wierny partnerowi, jest wierny gniazdu. Kiedy wywiązują się walki, z pojedynczym agresorem, ten z partnerów, który nie bierze w nich udziału, pozostaje w gnieździe ze zwycięzcą.
Stacja Obrączkowania i Repatriacji Ptaków w Fenékpuszta, w której znajdują się teraz jajka, jest nam znana od 2011 roku, kiedy trafiła tam dwójka dzieci Zali i Lény, zatruta jedzeniem, skażonym środkami ochrony roślin. Jeden maluszek zmarł, a drugi, nazwany István Zala, wyzdrowiał i został wypuszczony 11 sierpnia 2011 roku, przez Ferenca Pappa (zdjęcia są jego autorstwa).